niedziela, 5 maja 2019

Panno Zosieńko


                                                                                                                                 Jarosław 29.01.1939


                                                                                    Panno Zosieńko

              Pomyśli sobie Pani może, - co za głupi i gruboskórny, ze jeszcze pisze-. Natręctwo u niego posunięte do szczytu. Żywię jednak nadzieję, że Pani rozpatrzywszy wszystkie okoliczności i wniknąwszy w sytuację, w jakiej obecnie się znajduję, zrozumie pobudki jakimi się kieruję. Spodziewam się, że zbyteczne rozpisywanie się na ten temat, przecież to i tak sytuacji na lepsze nie zmieni, o ile nie pogorszy jeszcze; z tego też powodu przystąpię do czego innego.
             Głęboko utkwił mi w pamięci i w …..  pamiętny wieczór, kiedy dostąpiłem tak wielkiego szczęścia , jakim było przekreślenie w Pani Pamięci tego, co stało się źródłem nieporozumienia. Czuję, że zaciągnąłem wobec Pani z tego powodu wielki dług i nie wiem czy będę w stanie go spłacić. Nasunął mi się wtedy na myśl piknik u Tadzia Rz. Był to jednak tylko moment, a po nim znowu „Fatum” położyło swą zdradliwą rękę na drodze mojego życia i nie pozwoliło spotkać się jeszcze z Panią, zamienić chociażby kilka słów i pożegnać. Bowiem tuż przed moim odjazdem do Jarosławia chciałem koniecznie rozmówić się z Panią, a Zygmunt wprowadził mnie w błąd mówiąc, że Pani odjechała 1 bm. w nocy, gdy tymczasem z innego źródła dowiedziałem się, że była Pani w domu. Było jednak już za późno. Z tego to powodu nie rozumiem jego postępowania. Spodziewam się, że inną drogą będę mógł również skomunikować się tą drogą, - a to przez korespondencję – co jednak zależy jedynie od Pani zgody. Myślę, że Pani nie będzie miała nic przeciw dalszemu kontynuowaniu przerwanej korespondencji. Proszę więc po raz wtóry o pozwolenie. Sądzę, że nie zechce Pani przysporzyć mi przykrości, przez pozbawienie jedynej w obecnych warunkach przyjemności. Ale tu czas już kończyć, bo za chwilę gwizdek oznajmiający gaszenie świateł. Na koniec pozwolę sobie zapytać co słychać koło Pani i jakie wrażenia po kurorcie? Na tym kończę ten tak przenudny list ślę serdeczne pozdrowienia
                                                                                                                      Filon
P.S. Przepraszam za wszystko co mogłoby Panią razić w tym liście i za natręctwo, oraz bardzo proszę o ewentualną odpowiedź. Proszę nie gniewać się na fatalne pismo.



No i co? No właśnie nie wiadomo co. Może coś a może nic. Może Panna Zosieńka przebaczyła a może czarny charakter Zygmunt podstępnie wdarł się w jej łaski. Może Filon poszedł spać wraz z gwizdkiem a następnego dnia przy śniadaniu poznał inną pannę i przy niej zapomniał o zaciągniętym długu. Może jednak spotkali się z Zosieńką. Może był maj i przyniósł jej na powitanie bzy? A może zdołali się zobaczyć dopiero we wrześniu - tuż przed wybuchem wojny? On poszedł na front i tam zginął. A może zginęła Ona? List pisany z kałamarza, bo pismo wraz z upływem linijek blednie by za chwilę znów wybuchnąć grafitową soczystością. Może i rzeczywiście Filon, jak na ówczesne standardy bazgrał ale ze sposobu w jaki pisał duże "P" i małe "c" wnioskuję, że wszystko musiało potoczyć się dobrze.